Witam wszystkich odwiedzających nasz portal. Mam przyjemność sprezentować Wam kolejną z recenzji książek cyklu Duchy Gaunta. Tym razem, jest to trzeci tom omnibusa The Lost (a dziesiąty ogółem), opatrzony tytułem The Armour of Contempt.
Mając za sobą batalię na Ancreon Sextus, Ibram Gaunt i jego tanithiański regiment Gwardii dalej biorą udział w krucjacie o Światy Sabbat - a konkretnie w przedłużających się zmaganiach Piątej Armii generała Van Voytza z siłami Anakwanara Seka, naczelnego Magistra ze sztabu sił Arcywroga. Zmagania te przedłużają się z powodów logistycznych i morale, toteż Van Voytz decyduje się na niecodzienny gambit - uderzenie na planety oflagowane przedtem mianem "przegranych spraw", celem przywrócenia spójności całemu drugiemu frontowi. Jedną z tych planet jest Gereon, świat, gdzie Gaunt wraz ze swoimi najwierniejszymi ludźmi udał się na misję samobójczą... i przeżył.
Tradycją chyba dla książek z tego omnibusa jest podział akcji na dwie grupy bohaterów. Tym razem jednak, jedna z nich nie ma prawie nic wspólnego z Duchami - jest to wydzielony oddział szkoleniowo-karny, który na czas imperialnej inwazji na Gereona został powołany do czynnej służby. Drugą grupą jest Gaunt i jego Duchy (jakżeby inaczej), którzy po raz kolejny padają ofiarą intryg swojego kłótliwego dowództwa.
Widać znaczącą poprawę w stosunku do poprzedniego tomu. Tym razem autor się postarał. Tradycyjnie wartką akcję i konkretne opisy wzbogacił tym razem iście fantastyczny motyw wspomnianej powyżej grupy szkoleniowej, posłanej na głęboką wodę. Z perspektywy jej członków ukazany został prawdziwy wymiar konfliktu zbrojnego w czterdziestym tysiącleciu. Pod względem jakości i rozmachu całej scenie inwazji z The Armour of Contempt nie dorównuje żadna z poprzednich książek cyklu - nawet Nekropolia czy Czyste Srebro.
In minus należy zaliczyć natomiast akcję z perspektywy Duchów. Intryga w jaką tym razem został uwikłany regiment jest co najmniej dziwna i w pełni ukazuje (zamierzoną lub nie) głupotę ludzi będących u jej steru. Dorzucić do tego należy pozostawienie jej praktycznie nierozwiązanej, tak samo jak i całej inwazji. To jest największa wada książki - akcja urwana daleko przed jakimś satysfakcjonującym zakończeniem. Po ładunku tak dobrego tekstu, jakim są sceny inwazji następuje takie rozczarowanie. Mimo wszystko, książkę polecam wszystkim fanom "czterdziestki", chociażby ze względu na możliwość ujrzenia w akcji zmasowanych sił Gwardii... oraz Tytanów. _________________ Ulfir Egillsson, Norsmen -Wichry Północy
Nie mo¿esz pisaæ nowych tematów Nie mo¿esz odpowiadaæ w tematach Nie mo¿esz zmieniaæ swoich postów Nie mo¿esz usuwaæ swoich postów Nie mo¿esz g³osowaæ w ankietach