Przygotowałaś się i o właściwej porze opuściłaś mury kapituły. Zmierzch był już dobre dwie godziny temu, w mieście panuje półmrok rozpraszany tylko z zadka ustawionymi latarniami. Wiekszość Druchi obecnych teraz na ulicy ciągnie w jednym kierunku - areny.
Idąc pośród tłuszczy usłyszałaś ze przed główną walką odbędzie się kilka rzezi - usłyszałaś coś o mantikorze i kilkunastu nieuzbrojonych niewolnych oraz pojedynkach między tresowanymi bestiami.
Domyślasz sie ze te walki pokryją całą podłoge areny krwią i wnętrznościami co powinno uatrakcyjnić walke wieczoru. Całkiem sprytne biorąc pod uwage zamiłowanie Mrocznych do krwi... organizatorzy wiedzą jak przyciągnąć tłumy.
Wreszcie znalazłas się przy arenie. Powstała w wielkim kraterze - zaledwie niewielka jej część wznosi się ponad poziom ulic. Jest tutaj ciemniej nawet niż na ulicach a tłum ktołuje się przy wrotach... wyjątkowo niebezpieczna sytuacja. Nikt nie zwroci uwagi na ewentualny zamach. _________________ Lily et Pique: Orderic du Limont
Chowam w rękawie mój sztylet, wyginając dłoń tak by trzymać go za rękojeść i w razie potrzeby błyskawicznie kogoś dźgnąć.
Mam ochotę kogoś w tym tłumie zabić. Rozglądam się za dogodną osobą. Może jest ktoś, kogo eliminacja przysporzy mi przyszłych korzyści? Jakiś zadawniony wróg?
Może sama Tetiana, ten paniczyk z Helbane albo nawet mój "mistrz"?
Kogokolwiek zabiję, odmawiam przy tym modlitwę do Khaine'a. Myślę, że pozostałe szaraki z tłumu nie będą mieć o to wątów do Apostoła...
Uważam na to, by mnie ktoś nie pchnął sztychem. _________________ Ulfir Egillsson, Norsmen -Wichry Północy
Wkroczyłaś w tłum ze sztyletem ukrytym w rękawie. Kobiet tu jest niewiele, większość to krzyczący, spoceni mężczyźni. Nie poznajesz tutaj nikogo, ni wrogów ni przyjaciół. Chęć mordu jednak podsunęła ci pod ostrze jakiegoś samca odzianego w zdobiony kirys z dziwnego metalu i najlepsze tkaniny pod blachą.
Wypowiadałaś szeptem modlitwe w momencie wykonywania ataku. Przecięłaś tętnice znajdujące się w kroczu tak zrecznie, ze nikt tego nie zauwazyl. Samiec nie rzekł słowa, jedynie jego oczy stanęły w słup a ziemie zaczęły zalewać gejzery jego krwi.
Zniknęłaś w tłumie i tylko usłyszałaś jak osówa sie na ziemie.
Zrobiło się straszne zamieszanie, podniósł się krzyk by wezwać straże. Wokół ciała szybko pojawił się krąg gapiów, a wszyscy wydają się poruszeni. W oczach niektórych widać strach. To chyba był ktoś ważny...
Przepchnęłaś sie na arene. Swietny wzrok pozwolił ci zauwazyc Serbitha pośród cieni. _________________ Lily et Pique: Orderic du Limont
Udaję, że nie jestem specjalnie zainteresowana morderstwem. Wszystkim wokół powinno się to wydać oczywiste. W końcu widzą symbol Krwawej Ręki, widzą brązowe oczy i białe włosy. Widzą Apostoła - a czy uczniaka, czy pełnoprawnego, to skąd mają o tym wiedzieć?
Pokrzepiona śmiercią jakiegoś samca, rozładowana z gniewu, kieruję się do Serbitha. Skrył się w cieniu, więc uważam, co by mnie nie chciał zasztyletować. Czekam, aż coś powie jako pierwszy. _________________ Ulfir Egillsson, Norsmen -Wichry Północy
Podeszłaś do adepta i stanęłaś w bezpiecznej odległości. Cały czas patrzysz mu na ręce by uniknąć ataku.
-Wiedziałem że przyjdziesz, jesteśmy do siebie dość podobni a nasze cele są wspólne.
Wtedy poczułaś ukłycie ostrza między żebrami. Jakiś osobnik zakradł się do ciebie i obezwładnił.
Serbith uśmiechnął się... jednak nie ma w tym ani odrobiny radości.
-Jeśli chcesz jeszcze troche przeżyć musisz być znacznie bardziej uważna. Moj człowiek obserwował cie od momentu twego zjawienia się przed areną. Wiem, że zabiłaś pełnomocnika Manhide'a... lepiej dla ciebie zeby nikt się o tym nie dowiedział, bo twa skóra posłuży jako dywanik temu barbarzyńcy.
Twój rozmówca kiwnął głową i ostrze zniknęło, a ty mimowolnie odetchnęłaś z ulgą. Kontynuował nie czekając.
-Chce śmierci Tetiany, ty również, jak sądze. Jestem w stanie zorganizować 'nieszczęśliwy wypadek' ale potrzebuje twojej pomocy. Dzisiejszej nocy, po finałowej walce odbędzie się wielka uczta na głównym placu, Tetiana będzie tam na pewno. Musisz ją sprowadzić do karczmy Ostatnie Tchnienie. _________________ Lily et Pique: Orderic du Limont
Podszedł bliżej. Tak, że niemal stykacie się nosami. Przystojny jest... tego mu zaprzeczyć nie można.
-W moim interesie jest byś przeżyła. Wydajesz sie jedyną odpowiednią by kontynuować dalsze szkolenie, dlatego wybrałem ciebie. Co więcej... podobasz mi sie, nie chciałbym cie zabijać.
Wydaje ci sie że chciał kontynuować lecz przeszkodził mu ogłuszający ryk tłumu. Rozpoczęły się walki. Kątem oka dostrzegłaś jak na arene wypchnięto stado niewolnych orków i krasnoludów, które natychmiast, wiedzione rasową nienawiścią, zaczęły się ze sobą bić. Podrzędne istoty nie dostrzegły trzeciej bramy, za którą coś się kotłuje... coś dużego.
Uwaga wszystkich, poza waszą dwójką, skupiona jest na rzezi. _________________ Lily et Pique: Orderic du Limont
Spoglądam na niego nieco łagodniej. Staram się przebić zasłonę słów jednocześnie. Zrozumieć, czy naprawdę tak sądzi, czy też może kłamie.
- Odczucia zatem sÄ… wzajemne.
Spoglądam mu głęboko w oczy, ale po chwili rozglądam się i zerkam na arenę. Uśmiecham się przelotnie, na myśl o dobrym widowisku.
- Siądźmy na trybunach, podejrzanie wyglądamy.
Jak powiedziałam, tak zrobiłam. Zastanawiam się, skąd Serbith ma tych swoich oddanych ludzi... Przecież jest tylko uczniakiem bez przeszłości. _________________ Ulfir Egillsson, Norsmen -Wichry Północy
Starałaś sie wyczytać coś z jego twarzy, lecz dostrzegłaś jedynie błysk w oku kiedy na ciebie patrzy. Zaciekawił cie jeden fakt - ani razu nie spojrzał na twój biust... inni samcowie nie są w stanie się powstrzymać. Jest bardzo dobrze wychowany, co oznaczałoby że jego pochodzenie z plebsu jest wątpliwe, albo ma silną wolę człowieka który wiele widział.
Zasiedliście na widowni amfiteatru.
Walka na arenie trwa w najlepsze. Krasnale i zielonoskórzy wykorzystują wszelkie możliwe środki by się nawzajem wyzabijać - ich wzajemna nienawiść jest aż trudna do pojęcia.
Kiedy na arenie zostało ledwie po kilku przedstawicieli każdej rasy, otwarły się ciężkie wrota. Między wycieńczonych niewolników wpadł gryf, który bez zbędnych wstępów zaczął sztukować ciała, tak żywych jak i trupów. Krew, ku uciesze ludu, tryska we wszystkie strony, a części ciał nierzadko lądują w niższych rzędach. Bestia zacząła się pożywiać.
Usłyszałaś głos Serbitha tuż przy swoim uchu:
-Nie interesuje mnie to. Spotkamy sie w okolicach karczmy. Licze na ciebie.
Wstał i odszedł.
W tym czasie usłyszałaś głuchy warkot z bramy przez którą wszedł gryf, dostrzegasz nabiegłe krwią ślepia w mroku... Mantikora. Dwie bestie wpatrywały się w siebie przez kilka uderzeń serca, by po chwili rzucić się sobie do gardeł w morderczej walce. Tłumy są w stanie ekstazy. _________________ Lily et Pique: Orderic du Limont
Czuję się trochę zlekceważona, zawiedziona i poirytowana faktem, iż Serbith mnie opuścił. W dodatku, traktuje mnie jak pionka, przedmiotowo, bym wypełniła "wspólny cel". I jeszcze na dokładkę ma na mnie haka... zabiłam nie tę osobę co trzeba i mogę stać się celem numer jeden tego szaleńca Mengila.
No i jeszcze nie wypełnione zadanie w dziczy, upokorzenie ze strony ludzkiego barbarzyńcy i reakcja mojego kulawego na umyśle "mistrza".
Co za żałosny tydzień. Może humor mi wróci po śmierci tej suki Tetiany.
Na razie staram się cieszyć widowiskiem, skrycie dopingując Mantikorze. W końcu Gryf to symbol tego żałosnego ludzkiego Imperium ze Starego Świata, a Mantikory to jedna ze specjalności Mistrzów Bestii z Karond Kar...
Obserwuję kolejne walki i czasem spaceruję po okolicy areny by rozładować nieco emocje. Oczekuję na finałową, wieczorną walkę, po której niby mam udać się do tej tawerny... _________________ Ulfir Egillsson, Norsmen -Wichry Północy
Po odejściu Serbitha wyrzuciłaś jakiegoś mieszczanina z jego siedzenia by zająć jego miejsce. Chciał się na ciebie zamierzyć, lecz kiedy spostrzegł kim jesteś, odszedł bez szemrania.
Walka gryfa i mantikory była taka jak przewidywali organizatorzy - pełna krwi, brutalnej siły i pierwotnych instynktów. Ryk bestii zagłuszał nawet wrzaski podnieconych tłumów, a osobnicy siedzący w pierwszych rzędach byli obficie zroszeni juchą.
Gryf walczył zaciekle, jednak mantikora byłą szkolona do walki - wyczekała moment kiedy wróg odsłonił gardło i bez wahania zaatakowała, niemal odgryzając łeb przeciwnikowi.
Kolejne walki były mniej emocjonujące i wykorzystałaś ten czas by odnaleźć w tłumie Tetiane. Było to trudne zadanie ale w koncu ją zauważyłaś, siedziała w otoczeniu jakichś dwóch samców.
Wreszcie nadszedł czas finałowej walki. Mieszkańcy już nie mogli wytrzymać z przejęcia. Coraz częstsze stały sie bójki oraz, ku twojej uciesze, morderstwa. W końcu zagrano w rogi i na arene wpuszczono około tuzina niewolnych uzbrojonych w jakieś kiepskie miecze i topory a cały amfiteatr wypełnił głos:
-Ku chwale Khaela Mensha Khaine i Wiedźmiego Króla oraz ku waszej uciesze przedstawiam wam te oto zwierzęta idące na śmierć! Ich krew już została poświęcona Bogowi mordu! Wyrok wykona sam Kharnor Zaronir!
Tłumy wyskoczyły w ślepej euforii kiedy na arenie pojawił się twój mentor a przez cały budynek przetoczył się huk: Kharnor! Kharnor!
Dał to czego lud oczekiwał - niespotykaną wręcz brutalność. Wątpisz by nawet wcześniejsze bestie byłoby stać na coś takiego. Masakrował swoich przeciwników jednego po drugim a za jego plecami zostawały jedynie flaki i krew.
Kiedy wszystko się skończyło cały piasek na arenie miał szkarłatną barwę a Zaronir uniósł swój oręż w górę. Wrzask widowni był nie do opisania.
Po chwili wszyscy zaczeli wychodzić na wielką ucztę a ty wciąż nie mogłaś pojąć jak ktoś z pozycją Zaronira mógł się zniżyć do czegoś takiego - obraża cały wasz zakon!
Tetiana wyszła już z amfiteatru. _________________ Lily et Pique: Orderic du Limont
Uwielbiam gladiatorskie walki. Uwielbiam arenę. Gdyby nie ma pozycja i prestiż zakonu, sama cięłabym na nim bestie i te nędzne, niewolne humanoidy ze wschodu. Cięłabym mocno i szybko, tańcząc pośród krwawej mgiełki i łapiąc ich krew do mosiężnego, świętego kielicha. Błyszczałabym od mocy łask Khaine'a, zyskując coraz większą siłę, szybkość, sprawność. Więcej bólu, więcej śmierci, więcej zniszczenia. Jak huragan wzmagający na sile i zanikający, gdy wszystko stało w ruinach. I na koniec zwycięska modlitwa i słodki smak gorącej krwi. Słodki smak zwycięstwa.
Kiedy walka gryfa i mantikory została zakończona, wyrwało mnie to z zamyśleń. Wtem właśnie przypomniałam sobie o Tetianie. Jakżeby inaczej była tam gdzie miała być. Przewidywalna, głupia mała suka. Niedługo będzie przewidywalnie leżeć w rynsztoku dzielnicy niewolnych w charakterze karmy dla szczurów. Osobiście potnę jej tę twarzyczkę, te jej piersi, zad i... inne miejsca. Będę rozkoszować się jej cierpieniem - bo tak mi się należy. Ja, tylko ja jestem godna bycia Apostołem z tej grupy!
Przybycie mego mentora na arenę szczerze mnie zaskoczyło. Ten przeklęty furiat po raz kolejny daje dowód temu, że jest imbecylem. Nie, to za słabe słowo. Idiota! Kretyn! Głupiec, bluźnierca! Profanuje imię zakonu, podczas gdy ja dbam o nie całym umysłem, czynem i sercem.
Westchnęłam ciężko. Na usta wypełzł paskudny uśmieszek.
Oni wszyscy jeszcze będą mi się tarzać u stóp - żywi lub martwi.
Przyznać należy, że Zaronir to mistrz mordu i rzezi. Widowisko z jego udziałem, mimo iż łechcące próżność tego pompatycznego idioty, było przyjemnością. Mój mentor ma wielkie doświadczenie, wyniesione z wielu wojen i walk. I powinien, do ciężkiej cholery, wrócić na te swoje pola, błota i krzory i tłuc się w imieniu Naggaroth a nie wracać i gnębić doskonalszych od siebie.
Opuściłam amfiteatr jak tylko mój wzrok potwierdził, że Tetiana już to zrobiła. Kieruję się szybkim krokiem na plac, gdzie ma toczyć się owa uczta. Po drodze ostrożnie rozglądam się, jestem czujna. Dłoń chłodziła hartowana stal rytualnego ostrza... _________________ Ulfir Egillsson, Norsmen -Wichry Północy
Uczta była ledwie kilkadziesiąt metrów od areny i nic dziwnego, bo była organizowana przez sponsorów dzisiejszego widowiska.
Są tutaj setki stołów zastawionych suto jadłem. Nie są to specjalnie wyszukane potrawy, przywykłaś do lepszych, jednak są darmowe, co bardzo podoba się mieszczaństwu.
Tłumy są nieprzebrane. Tłuszcze cisną sie wszędzie i we wszystkich kierunkach walcząc o miejsca siedzące i jedzenie. Chaos jaki tu panuje ciężko jest opisać, względny spokój panuje jedynie przy stoliku dla wyższych sfer, gdzie zasiadają jedni z najbardziej znamienitych mieszkańców tego miasta. O ich spokój dba kordon straży a w okolicy widać grupy prywatnych żołnierzy.
Sporo czasu zajęło Ci wypatrzenie Tetiany, ale wreszcie sie udało. Zasiada przy jednym ze stolików i dyskutuje z męzczyzną, którego juz widziałaś na arenie. Drugiego nie widać.
Jak ją zmusić żeby poszła do tej karczmy? Argument? Groźba? Siła? Dostrzegasz poważne wady każdego z rozwiązań. _________________ Lily et Pique: Orderic du Limont
W moim morderczym umyśle wirują obrazy i myśli. Każda dotyczy Tetiany - czy też raczej każda dotyczy jej śmierci. Z mojej ręki lub za mym pośrednictwem.
Skupiam się. Staram się wtopić w tłum. Nie ma sensu na razie zwracać uwagi tej suki. Nie wiem jednakże, czy zauważyła mnie i Serbitha w amfiteatrze. W zasadzie, to nie jest ważne. Ważny jest plan.
Nie dam rady w jedną noc... ba, w parę chwil przygotować wiarygodnej przynęty. Nie można stworzyć w tak krótkim czasie łudzącej iluzji która nie będzie niosła za sobą ryzyka dla mej osoby. Mimo to, trzeba spróbować. Teraz albo nigdy.
Zastanawiam się nad intencjami Serbitha. Byc może ta zasadzka jest przeciwko mnie, a on współpracuje z Tetianą. Szybko odrzucam te podejrzenia. Serbith miał dużo okazji by mnie wyeliminować - tym bardziej, że podobno kreuje się na lepszego ode mnie. Przeraża mnie trochę fakt, że Serbith wie, co złego narobiłam przed amfiteatrem... Trzeba będzie się nad tym zastanowić. Może go usunąć? Ale to nie teraz.
W mojej głowie pojawia się plan. Najpierw szukam jakiejś bandy oprychów, zbirów czy innej hołoty która nie ma oporów przed bitką. Najlepiej takich, co wyglądają jakby przyleźli tu z biednej dzielnicy. Takich, którzy liczą na darmową wyżerkę i skucie komuś mordy. Płacę im garścią miedziaków i kilkoma semisami. To dziura w skromnym budżecie akolitki, ale śmierć Tetiany jest warta każde pieniądze. Wyjaśniam im ułamek mego planu, opisuję im Tetianę i to, że przybędę do nich by poprowadzić ich przeciw niej. Te zbiry prawdopodobnie zginą w walce z tą suką i jej przydupasami, ale to nic. A jeśli jakoś uda im się zwyciężyć, tylko na tym zyskam. Odsyłam ich na ulicę przed tawerną do której mam zaciągnąć Tetianę. Niech się tam zaszyją i czekają na mnie lub na me rozkazy.
Teraz kolejny fragment planu. Biorę pergamin, papier lub inny materiał na którym można coś zapisać, do tego pióro, rysik lub węgiel. Do tego koperta. Jeśli takowego znaleźć nie mogę, kupuję to na jakimś pobliskim targu lub u handlarza. Przedtem jednak zostawiam jednego zbira by obserwował Tetianę, sama też pilnuję się, czy jakiś skurwiel mnie nie śledzi. Wracając, odsyłam obserwatora do reszty najmitów.
SpisujÄ™ list do Tetiany.
"Witaj, moja droga
Jesteś w wielkim niebezpieczeństwie. Twoja rywalka, Jamaal z Rodu Vandemoort, szykuje na Ciebie okropną zasadzkę. Pragnie zamordować Ciebie jeszcze tej nocy. Zbiera swych zbirów na ulicy..."
Tu, podaję nazwę ulicy lub nazwę tawerny która jest na tej ulicy.
"...myśląc, że Ciebie pokona. Masz szansę zaskoczyć ją i uderzyć pierwsza. Pozbyć się jej raz na zawsze. Pokaż, że jesteś godną kandydatką na Apostoła, a być może zyskasz prestiż w oczach moich pracodawców.
Krocz ostrożnie,
Dobroczyńca"
Umieszczam list w kopercie, wyszukuję jakiegoś chłopaka, dziewkę lub innego gońca - najlepiej niewolnika - daję mu lub jej list. Opisuję Tetianę lub pokazuję ją w tłumie. Wręczam kilka miedziaków za doręczenie listu i natychmiastowe wtopienie się z powrotem w tłum. Grożę gońcowi torturami i śmiercią, jeśli wygada się, że to ja nadałam tą przesyłkę.
Puszczam gońca w ruch, a sama szybko udaję się do swych ludzi, z którymi czekam w "zasadzce". Uważam, by nikt mnie nie śledził. Ewentualnego wścibskiego podglądacza staram się pochwycić i zabić albo ogłuszyć, a ciało schować w zaułku.
Odnalezienie kilku oprychów w tym tłumie nie było rzeczą trudną - w końcu to Druchi. Część była lekko pijana i przez to stała się agresywna, trzeba będzie ich pilnować, żeby wszystkiego nie zepsuli kłapaniem pijackiego ryja. Wydają ci sie nieokrzesanymi chamami i sama masz ochote wypruć im flaki.
Z listem był pewien kłopot ponieważ nie miałaś nic takiego w zanadrzu a wszystkie sklepy były zamknięte - sprzedawcy świętowali. Jednak tutaj pomógł ci jeden z twoich 'najmitów', obił morde jakiemuś skrybie prowadzącemu rachunki dotyczące ilości rozdanego wina i zabrał mu przybory piśmiennicze.
Po spisaniu wiadomości i wysłaniu jej do swojej konkurentki zniknęłaś w jednym z ciemnych zaułków. Opuszczając plac widziałaś jeszcze kątem oka, że Tetiana zbladła czytając notkę, zdaje się, że od dawna cie podejrzewała.
Czaicie się teraz w mrokach wąskiej uliczki prostopadłej do ulicy Ofiar, na której leży karczma 'Ostatnie Tchnienie'. Odgłosy zabawy już tutaj nie dochodzą jest wręcz nienaturalnie cicho, czasem jedynie jeden z twoich ludzi czknie. Pogasiliście część latarni i wokół panuje głęboki półmrok.
Minuty dłużą ci sie w oczekiwaniu na jakąkolwiek akcję. Czyżby nie złapała przynęty? Może nawet cie przejrzała? Odrzucasz jednak od siebie te myśli - w końcu to idiotka.
Czas mijał nieubłaganie a ty zaczynałaś wątpić. Już chciałaś wszystko odwołać kiedy coś powiedziało ci, żebyś spojrzała za siebie. Zauważyłaś jakiś cień znikający w mroku. _________________ Lily et Pique: Orderic du Limont
Nie mo¿esz pisaæ nowych tematów Nie mo¿esz odpowiadaæ w tematach Nie mo¿esz zmieniaæ swoich postów Nie mo¿esz usuwaæ swoich postów Nie mo¿esz g³osowaæ w ankietach