Wstałem gdy zobaczyłem Rhunara prawie podbiegłem do niego i objąłem i go mocno zacisnąłem mocniej powieki. Był to przyjacielski uścisk ale też trochę desperacki jakby szukający wsparcia.
Ingwar może był i twardzielem, ale Rhunar był jego oparciem w najgorszych chwilach jego życia, przeszli ze sobą więcej niż nie jeden przeżyje przez cały żywot. Tylko on potrafił postawić Ingwara na nogi.
Przeszedłem na khazalid
- Tęskniłem przyjacielu, wiele się wydarzyło od czasu jak zostałes u Durstara. Jest źle Rhunarze bardzo źle, wszyscy zostaliśmy spaczeni bo czarodziej dał dupy podczas walki z nekromantą i coś spierdolił i przeniosło nas na niewiadomo na jaki czas "gdzieś" a potem znaleźliśmy się tutaj i dowiedzieliśmy się że minęło 18 dni z oznakami mutacji nic nie pamiętamy z tego okresu. Ja tylko psychicznie zmutowałem "nienawiść do magii" muszę brać leki by nie pozabijać Mangusa i EL. Z resztą jest gorzej bo fizycznie ich zmienilo...
- Jednak nie to... ehkm my to my... zawsze jakoÅ› sobie radzimy... ale...
Mój głos prawie przeszedł na szept...słyszalny tylko dla Rhunara
- Ostatnim czasem uratowaliśmy z Kargunem i krasnoludką Ingrid królewską córę Astę i jej przyboczną Różyczkę... I... I też zostały spaczone... ja pierdole królewską córa Rhunarze rozumiesz to... I tak... TEGO króla....dobrze słyszysz... Czy jesteś w stanie coś zrobić? jakoś nam pomóc? Kargun uważa że zawiódł i chce na pustkowia iśc... sam pójdę jeżeli tego gówna nie da się usunąć... wole zdechnąć niż stać się plugawcem.... Przedstawię ci resztę...
RozglÄ…dam siÄ™ wskazujÄ…c na Viktora
- Tam leży łowca czarownic... albo to co z niego pozostało....Viktor
Wskazuję na Mangusa i ręka mi lekko zadrżała i zmarszczyłem się
- A to czarodziej światła... Mangus... - wypluwam słowa jakby ledwo mi przechodziły przez gardło
Wskazuje na krasnoludkÄ™ Ingrid
- Ingrid kobieta Karguna... i dobra wojowniczkÄ… przyboczna Asty
Wskazując na Różyczkę
- Różyczka służąca Asty i....
WskazujÄ™ na AstÄ™
- Królewska córa....
Zwracam siÄ™ do Asty
- Asto to jest mój serdeczny przyjaciel Mistrz Run Rhunar Ragnisson. Może będzie mógł nam pomóc w jakiś sposób. Jest wielkim mędrcem...
Zwracam siÄ™ do Rhunara
- Reszte znasz... _________________ #Sesja Przyjaciel czy Wróg? ==>Ingwar Ingersson, krasnolud #Ciężkie jest życie na morzu==>Hektor Lombard, człowiek
Kiedy go przedstawiono Magnus spuścił głowę i mruknął coś niezrozumiałego po czym podniósł ją.
- To są Elise i Tir, byli z nami podczas wyprawy... - rzekł niezbyt głośno czarodziej
Mistrz Run z niedowierzaniem skinął wszystkim na powitanie po tym jak odwzajemnił uścisk Ingwara. Przed królewską córą i krasnoludzkimi kobietami skłonił się głębiej. Postukał lekko kosturem o framugę aby trochę uspokoić runiczny znak na obuchu, który przygasł, ale nie zgasł. Rhunar wszedł w głąb sali i obejrzał wszystkich dokładnie.
- Wielkie to nieszczęście. - rzekł krasnolud - Są na to sposoby, ale... hmmm...
- Różne rodzaje magii... - wtrącił Magnus.
- Tak. Wysoka i kapłańska.
- I światła.
- Pfff... pojedynczy eter. Szanse niewielkie że poradzi sobie z tak złożonym zadaniem. Tutaj potrzeba rytuałów i miejsc mocy gdzie przecinają się żyły geomancyjne. Tam też modlitwy do bogów większą szansę powodzenia mają. Gdyby w okolicy coś takiego znajdowało się, można by spróbować coś zdziałać, jednak i tak działalibyśmy na wyczucie. Potrzeba by tedy ogromnej woli, ukorzenia się i odrzucenia tego co w was złe... Odpowiednich zaklęć i słów do odczynienia tego nie znam.
Mistrz Run zamilkł na moment. Widać było wielkie zafrasowanie na jego twarzy, kiedy spoglądał znów na wszystkich i na każdego z osobna. Napotkał "spojrzenie" czarodzieja światła, na którego twarzy pojawiło się wielkie skupienie jakby chciał pomimo zasłoniętych oczu odczytać coś z krasnoluda.
- Swego czasu kiedy byłem w wielkiej potrzebie ktoś okazał mi pomoc, choć wcale tego wobec mnie nie musiał robić. I ja wam pomogę na tyle na ile będę mógł, tak będzie bowiem sprawiedliwie wobec Bogów-Przodków. Choćbym musiał z wami wyruszyć w kolejną podróż. Z resztą to też mój obowiązek wobec was i mych przyjaciół. - tutaj skłonił się krasnoludom. _________________ Przyjaciel czy wróg? - Rhunar Ragnison, Magnus Regenbogen
Lily et Pique - Gundrik Grundisonn
Pokiwałem głową i potarłem lekko brodę wyjaśniając pokrótce obecny plan
- Hrabina zaproponowała nam by ruszyć do Bretonii do świątyni Shallyi i tam szukać pomocy u matki przełożonej... jestem sceptyczny co do człeczych bogów... ale wyjścia chyba nie mamy specjalnego. Tellan potem zmierza na pustkowia wraz z tymi... którym się nie uda pomóc... Szczerze powiedziawszy sam lepszego pomysłu nie mam... Pod jakaś przykrywką złapać się na statek do Bretonii
Gdy przedstawiłem z rozpędu Różyczkę rozejrzałem się zakłopotany
- Różyczki nie...ma... - drapię się po głowie _________________ #Sesja Przyjaciel czy Wróg? ==>Ingwar Ingersson, krasnolud #Ciężkie jest życie na morzu==>Hektor Lombard, człowiek
<Wysłuchałem słów Tellan, a gdy tylko zabrała się do zdejmowania miar dopilnowałem, by mnie również nie pominęła.>
- Teraz wyglądam normalnie, ale cholera wie co będzie za kilka dni. Lepiej żebym i ja miał w razie czego przebranie.
<Zupełnie zaskoczył mnie widok Rhunara w drzwiach sali. "Ale on chyba jest bardziej zdziwiony naszym stanem, niż ja jego obecnością. Wygląda jakby się wahał czy wejść i nas wszystkich wytłuc, czy może jednak darować nam życie". Gdy skinął mi na powitanie odzywam się krótko.>
- Witaj przyjacielu. Dobrze Cię widzieć w zdrowiu.
<Po tym siadam na łóżku i przysłuchuję się temu co mówią inni. Sam zastawiam się jak niby to ma wyglądać. "Ta podróż. Znowu statkiem. Znowu gdzieś tam daleko. I jeszcze my wszyscy w takim stanie. Przecież jak kapitan się rozezna co i jak to nas wszystkich za burtę wywali. A jak w razie przegra z nami starcie, to zostaniemy na statku bez załogi i wiedzy co i jak. Oj będzie ciężko. Choć to żadna nowość akurat."> _________________ Przyjaciel czy wróg?- Klaus Jurgiel
<Dni mijały ci na ćwiczeniach, odzyskiwaniu sprawności oraz poszukiwaniu możliwości dotarcia do Zweedorfu. Każdego dnia twoje ciało krzyczało z bólu regenerując otrzymane rany i odbudowując "ostygłe" mięśnie. Pracę znalazłeś łatwo. Nikt nie oceniał twoich umiejętności, wystarczyło, że jeden z kupców, Andros zobaczył jak wyglądasz. Przedstawiłeś się tylko imieniem, tak na wszelki wypadek. Twoja sylwetka i wyposażenie powiedziały wszystko o Tobie... Cztery duże wozy załadowane po brzegi towarem , kryte grubym natłuszczonym płótnem i ciągnięte przez sześć koni każdy, wyruszyły z Beeckerhoven do Zweedorfu a ty jadąc na pożyczonym koniu byłeś w obstawie tego konduktu razem z kilkunastoma innymi wojakami i strzelcami. Dni mijały szybko a noce dłużyły się okropnie. Mimo, że zima chyliła się już ku końcowi i nie było nowych opadów śniegu to droga nadal była trudna do pokonania. Na szczęście dzikie zwierzęta oraz zwierzoludy czy zielonoskórzy nie nastawali na was zbyt mocno. Kilka razy trzeba było pogonić wilki czy małe grupy głodnych mutantów , które koniec końców pierzchły w las lecz nie było to nic co poważnie zagrażało transportowi. Ludzie byli bardzo mało rozmowni, nikt nie mówił o ładunku a większość pogaduszek skupiała się na pogodzie i tym, że zima powinna się już skończyć. Nie chciało ci się już liczyć dni i byłeś bardzo zadowolony kiedy wreszcie dotarliście do Zweedorfu. W samej zbroi nie zostałeś rozpoznany przez straż i uśmiechnąłeś się pod nosem kiedy przypomniano ci o prawach miasta. Andros wypłacił ci wynagrodzenie w złocie i polecił, że jeśli chcesz jechać z karawaną dalej to on chętnie ciebie przyjmie. Wystarczy, że zgłosisz się do niego w karczmie "Mokra Białogłowa". Najważniejsze było jednak, że ..jesteś w domu a przynajmniej mogłeś za taki uważać owe miasto.>
<Frank>
<Może i pan Adolfus jest twardym i szorstkim nauczycielem ale za to bardzo dobrze zna się na tym co robi a co za tym idzie twoje postępy w nauce były szybkie. Każdego dnia poświęcał ci kawałek wieczoru aby pomóc ci zgłębiać wiedzę w jakże wymagającej dziedzinie nauki jaką sobie wybrałeś. Za dnia siedziałeś w bibliotece walcząc z piórem i pergaminem pod czujnym okiem Drogo, wieczorem Adolfus męczył cię swoimi naukowi wywodami i ćwiczeniami. W wolnych chwilach podglądałeś co dzieje się na zamku lub podglądałeś kobiety, które za złoto oddawały się żołnierzom lub przyjezdnym w karczmach. Żałowałeś wtedy, że za twoją pracę nie dostajesz żadnego złota ale z drugiej strony nauki które pobierałeś były bardzo kosztowne więc nie mogłeś narzekać. Adolfus z czasem udostępnił ci kolejne księgi abyś mógł przygotować się do egzaminu , który dla Ciebie szykował. Zamek zwiedziłeś na tyle , na ile tobie pozwolono. Hrabinę Elenę widywałeś z daleka i wolałeś się do niej za bardzo nie zbliżać jeśli nie trzeba. Dziwna aura bezgranicznego posłuszeństwa poddanych wobec niej, którą zdaje się roztaczać owa kobieta, przeraża cię a jednocześnie intryguje.>
<Tellan, Elbereth, Magnus, Ingwar, Viktor, Klaus>
<Wszyscy przystali w końcu na propozycję Hrabiny Eleny aby udać się do Courone w poszukiwaniu lekarstwa. Zaczęły się trudne rozmowy między przyjaciółmi starymi i nowymi, skomplikowane plany i żmudne przygotowania do podróży. Tellan miała odpowiadać za organizację a jak wypadnie w tej roli najbliższe dnia pokażą. Czy wasze wszystkie troski znikną kiedy i jeśli dotrzecie do Courone? A może mutacje zabiją was po drodze, lub zrobi to ktoś komu nie będzie się podobać? Co przyniesie jutro?>
Koniec Aktu _________________ Jestem mieczem i zbrojÄ…. Moja droga tam gdzie krew.
MG tu i tam ^^
#Sesja Przekleństwo Wzgórz Hager Gatz
#Sesja Miasto Darrow
#Sesja Wichry Aderus
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa) Id¼ do strony Poprzedni1, 2, 3 ... 71, 72, 73
Strona 73 z 73
Nie mo¿esz pisaæ nowych tematów Nie mo¿esz odpowiadaæ w tematach Nie mo¿esz zmieniaæ swoich postów Nie mo¿esz usuwaæ swoich postów Nie mo¿esz g³osowaæ w ankietach